Rosja dąży do destabilizacji kolejnego regionu na świecie
Media zwracają uwagę na sytuację w ormiańskiej enklawie w Azerbejdżanie. Od grudnia 2022 roku Rosja blokuje tzw. korytarz laczyński, przez który dostarczana jest pomoc humanitarna. Organizacje pozarządowe niosące pomoc Ormianom mówią już o katastrofie humanitarnej. Tylko w ten sposób Rosja będzie w stanie utrzymać swoje pozycje, w tym obecność wojskową na Kaukazie Południowym.
Spór o Karabach
Republika Karabachu to terytorium formalnie należące do Azerbejdżanu. Jednak region jest zamieszkały w zdecydowanej większości przez Ormian. W rzeczywistości Karabach funkcjonuje jako niepodległe państwo, ale nie jest uznawany przez żadne państwo na świecie. Najpoważniejsza eskalacja ormiańsko-azerskiego konfliktu miała miejsce w 2020 r. Podczas zajść zginęli zarówno cywile, jak i wojskowi.
Rosja próbuje wykorzystać każdą możliwość, aby podsycać konflikt i próbować uniemożliwić zawarcie pokoju pomiędzy oboma państwami, co z kolei wspiera Zachód. Wykorzystuje przy tym metody znane z Donbasu, gruzińskiej Osetii Południowej i mołdawskiego Naddniestrza.
– Rosja dąży do utrzymania dominacji, również wojskowej, w regionie Kaukazu Południowego i Europie Wschodniej. W obu przypadkach sytuacja przypomina to, co praktykowała wcześniej w krajach postsowieckich, a więc próby utrzymania kontroli poprzez separatystyczne enklawy – powiedział ukraiński politolog Igor Chalenko, szef Kijowskiego Centrum Analiz i Strategii.
Podobnie jak w przypadku innych państw, które Rosja próbuje kontrolować za pomocą separatystycznych "republik", prawdziwym mediatorem w ormiańsko-azerbejdżańskim konflikcie są UE i USA. – Zawarcie porozumienia pokojowego, do czego dąży Zachód, pozbawi prezydenta Rosji Władimira Putina dominującej pozycji na Kaukazie Południowym i przyczyni się do ostatecznej reorientacji Erywania na Zachód – dodaje Chalenko.
Blokada szlaku
Ormianie donoszą, że transport towarów i pomocy przez tzw. korytarz laczyński jest blokowana przez siły azerskie. Rosyjski kontyngent, który znajduje się w tej okolicy i w założeniu miał zapewnić spokój, nie reaguje na działania Azerbejdżanu.
Gdy w połowie lipca szef Rady Europejskiej Charles Michel zapowiedział, że w Karabachu zostanie otwarty nowy szlak, przez który będzie dostarczana zaopatrzenie, członkowie prorosyjskiego Frontu Bezpieczeństwa i Rozwoju Arcachu zablokowali trasę betonowymi blokami. W warunkach katastrofy humanitarnej, nie do pomyślenia byłoby, aby ofiara odmawiała jedzenia i blokowała drogę tylko dlatego, że pomoc nadjeżdża drogą, której nie lubi.
Z kolei dla kierownictwa separatystów niezbędne jest korzystanie z drogi, która jest kontrolowana przez kontyngent wojskowy Federacji Rosyjskiej. Według oficjalnych danych Baku, droga ta służy do rotacji personelu wojskowego, przemieszczania broni i amunicji oraz infiltracji terrorystów.
Co ciekawe, sytuację postanowił sprawdzić poseł ukraińskiego parlamentu Władimir Krejdenka. Okazało się że w ormiańskiej enklawie nie ma głodu. Polityk zorganizował zamówienie dań mięsnych i rybnych, serów, ciast na kilka imprez firmowych w Chankendi i nie otrzymał ani jednej odmowy. "W regionie Karabachu są nie tylko blokady, ale także głód, bez względu na to, jak mocno propagandowa prokremlowska propaganda twierdzi inaczej” – czytamy w przeglądzie analitycznym największej bułgarskiej publikacji „Fakti” z lutego.
Rosyjski ślad
Analitycy europejskich i amerykańskich mediów wielokrotnie pisali o istnieniu „prokremlowskiego reżimu” w Karabachu. Ostatecznie blokadę drogową zorganizowali Front Bezpieczeństwa i Rozwoju Artsakh oraz były minister stanu Karabachu, miliarder Ruben Wardanian, często określany w mediach jako wysłannik Putina na Kaukaz Południowy. Rosyjskie lobby stara się bowiem nie dopuścić do zawarcia pokoju między Erewaniem a Baku.
"Zgodnie z trójstronnym oświadczeniem szefów Rosji, Azerbejdżanu i Armenii z 9 listopada 2020 r., jeśli w maju 2025 r. żadna strona nie zażąda wycofania wojsk rosyjskich z Karabachu, ich pobyt zostanie przedłużony o kolejne 5 lat. Im bliżej 2025 r., tym większe zainteresowanie Kremla zwiększeniem presji na swoich pełnomocników w Karabachu i niedopuszczeniem do zawarcia porozumienia pokojowego między Baku a Erewanem" – czytamy na wprost.pl.
Według "Geopolitical Monitor" Kreml wysłał Wardaniana do Karabachu, ponieważ obawiał się sukcesu UE w zawarciu porozumienia pokojowego. między Armenią a Azerbejdżanem. O tym, że Moskwa próbuje zdestabilizować Kaukaz Południowy, tak jak to czyniono wcześniej na Ukrainie, w Gruzji i Mołdawii, szeroko informują również międzynarodowe media.
"Rosyjski reżim manipuluje mniejszością ormiańską w azerbejdżańskim Karabachu, aby podsycać konflikty etniczne na Kaukazie Południowym. Scenariusz ten przypomina inne spory, które Kreml wywołał w Gruzji, Mołdawii czy na Ukrainie w celu utrzymać imperialną strefę wpływów" –informował "The Washington Times". Z kolei Cenzor, największy ukraiński serwis informacyjny, tłumaczył, że Putin wykorzystuje marionetki ormiańskich separatystów w Karabachu do własnych celów, tak jak zrobił to z Osetyjczykami i Abchazami w Gruzji oraz światowymi zwolennikami Rosji na Krymie i w Donbasie".
"To wykorzystanie ormiańskich separatystów w Karabachu pozwala Moskwie utrzymać obecność wojskową na Kaukazie Południowym, jak również w gruzińskiej separatystycznej Osetii Południowej lub kontrolowanych przez Rosję wschodnich regionach Mołdawii” – donosił rumuński "Newsweek".
Taka polityka Kremla skłoniła ormiańskich separatystów w Karabachu do poparcia bezterminowej obecności rosyjskiego kontyngentu wojskowego i zorganizowania referendum w sprawie przystąpienia do Rosji. "Podobnie jak osiem lat temu na Krymie, w Artsakh powinno odbyć się referendum w jednej z kwestii związanych z przystąpieniem do Rosji" – powiedział w marcu 2022 r. Artash Geghamyan, były szef delegacji Ormiańskiego Zgromadzenia Narodowego do Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Następnie w kwietniu 2022 r. w Karabachu przeprowadzono kampanię, aby dołączyć do Rosji. Punktem kulminacyjnym było wezwanie pułkownika rezerwy Armenii Hayka Nahapetyana do ubiegania się o obywatelstwo w ambasadzie rosyjskiej.
Co dalej? Czas na UE
Zgodnie z trójstronnym oświadczeniem szefów Rosji, Azerbejdżanu i Armenii z 9 listopada 2020 r., jeśli w maju 2025 r. żadna strona nie zażąda wycofania wojsk rosyjskich z Karabachu, ich pobyt zostanie przedłużony o kolejne 5 lat. Im bliżej 2025 r., tym większe zainteresowanie Kremla zwiększeniem presji na swoich pełnomocników w Karabachu i niedopuszczeniem do zawarcia porozumienia pokojowego między Baku a Erewanem.
W przeciwieństwie do Moskwy, która pozycjonuje się jako „główny mediator” w ormiańsko-azerbejdżańskim konflikcie, ale robi wszystko, by go zamrozić, Unia Europejska jest w pełni zainteresowana osiągnięciem pokoju na Kaukazie Południowym. Wiąże się to przede wszystkim z otwarciem regionalnych szlaków transportowych, w szczególności Korytarza Zanjezur. "Dzięki jego otwarciu Unia Europejska otrzyma bezpośrednią trasę transportową do Chin, z pominięciem Rosji – przez Turcję, Azerbejdżan, Morze Kaspijskie i Azję Środkową” – zauważył w przeddzień szczytu europejskiej wspólnoty politycznej, które odbyło się w Kiszyniowie 1 czerwca, główny mołdawski kanał telewizyjny „Moldova-1".
W związku z tym, przejęcie inicjatywy Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych w procesie negocjacyjnym między Baku a Erewanem, a następnie osiągnięcie realnego sukcesu, pozbawiłoby Putina pozycji na Kaukazie Południowym. Przyczyniłoby się także do ewentualnej reorientacji Armenii na Zachód. Z drugiej strony, szybka integracja karabachskich Ormian z Azerbejdżanem zablokuje Kremlowi możliwość manipulowania nimi dla własnych celów geopolitycznych.